Czas
szybko płynął. Niedawno tu przyjechaliśmy, a teraz pakowaliśmy
się i zbieraliśmy do pociągu. Krystian obiecał, że w sobotę
zabierze mnie do klubu na koncert, więc będziemy mieli co razem
robić.
Pogoda
dopisywała, więc chciałam skorzystać z ostatnich wolnych godzin.
Kościukiewicz chwycił mnie za rękę i wsiedliśmy do pociągu
umawiając się, że tego wieczoru pospacerujemy po rynku
wrocławskim.
Nie
miałam zamiaru reszty czasu spędzić w czterech ścianach. Byłam
podekscytowana i tak bardzo chciałam z nim trwonić swoje życie.
Nigdy wcześniej nie towarzyszyło mi takie uczucie, a teraz
doświadczałam go i wprawdzie było mi z tym dobrze.
Zasiedliśmy
gdzieś w chwilowej ciszy. Popijając wodę mineralną wpatrzyłam
się w widoki za oknem. Kościukiewicz chwycił mnie za rękę
odsuwając od zamyślenia się nad niczym. Spojrzałam na niego,
zauważyłam, jak skupiał swój wzrok na mojej twarzy. Jego
niebieskie oczy nieco pociemniały.
–
Mam
nadzieję, że mi nie uciekniesz – zaczął. – Wyczuwam twoje
zawahania.
–
Nie
przejmuj się tym … Po prostu … nigdy wcześniej nie byłam z
kimś na poważnie … A ty … a z tobą … – sama nie
wiedziałam, jak mu wytłumaczyć. Spotkania z Grzegorzem nie mogłam
zaliczyć jako „związek dwóch kochających się osób” i
całkowicie odbiegał od relacji, jaka panowała między mną, a
Krystianem. Na chłopski rozum nigdy nie byłam w związku.
–
A
ze mną spędzisz szczęśliwe dni, miesiące i lata – zapewniał
obejmując mnie. Ucałował w usta, po czym stwierdził, że tak
musiało być abym mogła należeć do niego. Gdyby wiedział, że
przeżywałam piekło, to na pewno nie wypowiedziałby tych słów.
*
Na
peronie przywitał nas Andrzej. Kapselek miał przy sobie czteropak
piwa, oraz hamburgery zawinięte w papier. Razem udaliśmy się nad
Odrę, aby tam na spokojnie usiąść i zjeść jeszcze ciepłe fast
foody. Zapomniałam kiedy ostatnio zajadałam się tym, ale nie
mogłam pogardzić. Byłam głodna. W międzyczasie chłopaki
zagadali się o Kamilu.
–
Popierdoleniec
– skomentował Chris. – Nie dziwię się, że policja nic z tym
już nie zrobi. Patałachy uznali go za niepoczytalnego, skoro nie
wydusili ani sensownego słowa.
–
Nawet
lepiej – skomentował Kapselek. – Mógł się porządnie wjebać.
–
I
niepotrzebnie nas przy okazji – rzekł. – A nie chciałbym
zeznawać na niekorzyść dilerów. Trzymam się od nich z dala i to
samo proponowałem Kamilowi.
–
On
by o nas nic nie powiedział, sam wiesz. Lojalny pomimo wszystko. A
pały dali sobie z nim spokój uznając go za jakiegoś podlotka,
któremu sprzedano lewy towar. Ponoć zrobili nalot na „Kotwicę”,
bo jakimś cudem dowiedzieli się, gdzie imprezował – opowiedział.
–
I
pewnie mieli nadzieje, że dilerzy sami im wskoczą do suki? Nieźle
ich popierdoliło – zaśmiał się.
–
Właśnie,
popierdoliło. Zgarnęli dwie naćpane laski, oraz jednego kolesia co
się rzucał na nich. Dilerów nie złapali, bo nikt o niczym nie
wie. Grozili nawet właścicielowi, że zamkną klub. Ale na całe
szczęście pały nic nie wskórały. A tamte spizgane laski pewnie
nie pamiętają, od kogo kupiły towar, więc spox – dokańczał
już swoją porcję hamburgera.
–
A
kto zrozumie Kamila, jak nie my – zaśmiał się Kościukiewicz. –
Dobrze, że drań nie chlapnął ani jednego słowa.
–
Taa
… jasne. Z jednej strony ok, ale z drugiej: uznali go za świra,
który zamknął się w sobie. Przenieśli go do ośrodka i tam
faszerują lekami. A miał okazję zwiać ze szpitala …
*
Wieczorem
na rynku krzątało się wielu ludzi. Zauważyłam stoiska z piwami i
jedzeniem. Wielu podchmielonych podśpiewywali znaną piosenkę „Poka
sowę”, zaś inni robili sobie selfie, albo prowadzili rozmowy.
Widziałam bezdomnego, który zbierał puszki do wózka i zachęcał
przechodniów, by dali mu cokolwiek. Andrzej wskoczył na ławkę i
zeskoczył z niej równie szybko, zapominając, że już nie jest
nastolatkiem.
–
Czujecie
zapach odchodzącego weekendu? - zapytał nas.
–
Tak,
szczególnie – odpowiedziałam mu. Nie cieszyło mnie to, że
jutrzejszego dnia będę musiała wstać rano. Za bardzo
przyzwyczaiłam się do towarzystwa Krystiana.
–
Widziałem
waszą fotę na fejsie – zaapelował, gdy znalazł się między
nami. Uwiesił się obejmując nas i uśmiechając się. – Fajnie,
że jesteście ze sobą już długo.
–
Co
masz na myśli – Krystian mruknął.
–
Ty,
taki łamacz serc. Przygodny, zalotny, wiecznie niewyżyty – chyba
za bardzo przeginał. Jednak to byłam cicho. Czekałam na reakcję
Chrisa.
–
Już
o tym rozmawialiśmy, Kapsel – zwrócił mu uwagę patrząc na
niego surowym wzrokiem.
–
Ach,
tak. Nasz Chris się zmienił, odkąd przekroczył trzydziestkę.
Albo to starość ci zajrzała do gaci, albo potrzebowałeś takiej
panny, jak ta – spojrzał na mnie wesoło.
–
Może
pogadajcie o tym później – zaproponowałam.
–
Nie
musimy o tym rozmawiać, bo dawno zakończyłem ten temat –
Kościukiewicz się wybronił.
–
Tylko
się droczę – Andrzej zszedł z niebezpiecznej granicy. – Macie
mnóstwo lajków.
–
Elo
mordy! – przed nami pojawił się jakiś facet. Miał założony
dres, oraz kapelusz melonik, który w ogóle nie pasował do reszty
garderoby. Wyglądał wręcz komicznie. Kościukiewicz prychnął, a
Kapsel nawet na to nie zwrócił uwagi.
–
Znowu
zbieracie na akcje charytatywne? Widziałem cię w reklamie banku –
Chris zażartował.
–
Brakuje
nam dwa złote do wina – rzekł. – A bank, to ja pilnowałem
jednej nocy, to nic, że byłem nawalony w cztery dupy, ale za to
rano obudziłem się z paroma złotymi do przodu. Ktoś musiał się
pomylić – wyznał. Spojrzeliśmy się na siebie dość
zastanawiająco. Krystian zamieszał w swej kieszeni i wysypał mu
garść drobnych na rękę. Facet podziękował, a my ruszyliśmy
dalej.
–
Ty
go widziałeś pod bankiem? Kiedy? Ale masz łeb do pamięci
fotograficznej – Andrzej zwrócił się do Chrisa.
–
Blefowałem,
przygłupie! – zaśmiał się przez chwilę. – Ten melonik mi się
skojarzył z reklamą, a że gość faktycznie kimał pod bankiem to
całkowity przypadek. Nic o tym mi nie było wiadomo.
*
Kapsel
gdzieś zniknął, zapewne poszedł po piwa. Krystian kupił watę
cukrową, więc razem zajadaliśmy ją siedząc gdzieś na trawie.
Mieliśmy obklejone ręce, które częściowo zabarwiły na różowy
kolor. Nie przejmowaliśmy się tym za bardzo, świetnie się razem
bawiliśmy.
–
Ta
wata, to nic. Na Uniwersytecie to dopiero się działo. Jeden z moich
kumpli obsmarował klamkę tuszem od pióra. Profesor, który miał
nam wykładać, nie był świadomy, że chwycił za brudną klamkę
od drzwi. Na dodatek otarł się ubrudzoną ręką po twarzy. Wyobraź
sobie, jak musiał wyglądać komicznie, a cała sala wykładowa
pękała ze śmiechu. Niestety, zemścił się na nas torturując
różnymi zadaniami dodatkowymi – opowiedział z uśmiechem na
twarzy. – Nie miał pojęcia, kto był pomysłodawcą tego
nietypowego żartu, nawet nie czekał, aż ktoś kogoś wyda.
Niejedną noc poświęciłem na wypełnianie jakiś zadań.
–
Ale
było warte tej akcji, prawda? – zapytałam.
–
Jasne,
że tak. To nie był jedyny wybryk naszego rocznika – rzekł.
–
Dlaczego
nie wykładasz? – zapytałam.
–
Bo
nie chcę mieć na twarzy tusz do pióra? – zapytał. Po chwili
spoważniał. – Chciałem spróbować czegoś innego, coś od
siebie. Najpierw miałem niewielką firmę, ale splajtowałem. Po
prostu ruszyłem na głęboką wodę. Ale jeszcze za czasów
studenckich pisałem co nieco i do dziś pozostałem przy tworzeniu
swoich książek. Wolę być pisarzem, niż wykładowcą. Może to
kwestia pragnienia sławy.
–
Jako
filozof mógłbyś spełniać się również w pisaniu, to chyba ci
nie przeszkadzałoby, prawda? – zapytałam. Krystian non stop nie
siedział przy pisaniu książki, a jako wykładowca filozofii mógłby
spotęgować swoją karierę pisarską.
–
Niby
nie przeszkadza, ale jednak … Musiałbym poświęcać wiele czasu
na Uniwersytet, a poświęcałem go już sporo, gdy tam chodziłem
studiować. Jako zwyczajny pisarz mam luźne terminy i mogę się z
tobą widywać codziennie – wiedziałam, że luźne terminy, to nic
innego jak tłumaczenia, jakimi zajmował się, by dodatkowo zarobić.
–
Miło
to słyszeć – uśmiechnęłam się do niego.
.................
Hejka! Piszę już 25 rozdział, w którym co nieco się wydarzy ... zaraz po nim "polecą" kolejne, ostatnie już odcinki, po czym na spokojnie zajme się poprawkami.
O tym będę informowała, jeszcze :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz