Sobotniego
popołudnia trafiłam do domu. Pisarz zamówił taksówkę dla mnie i
przekazał mi, że się spotkamy tego samego wieczoru. Uwierzyłam
mu.
Musiałam
skorzystać z kąpieli, a potem coś zjeść. Nadal rozpamiętywałam
chwile spędzone z Kościukiewiczem. On naprawdę na mnie jakoś
działał, że nie wyobrażam sobie, gdyby miał już nie pojawiać
się w moim życiu.
Posiedziałam
trochę w necie, ale nie wyszukałam nic sensownego. Za to na
facebooku mogłam się spodziewać kilku wiadomości. Zauważyłam,
że Chris zaprosił mnie do grona znajomych. Akceptowałam jego
zaproszenie, a wtedy wyświetliły się jego posty – w tym nasze
wspólne zdjęcie. Nie mogłam go nie polubić. Byłam ciekawa, czy
ktoś ze znajomych skojarzy kim on jest.
Zastanawiałam
się nad usunięciem Grzegorza z listy znajomych – ale za każdym
razem, gdy chciałam to zrobić, wewnętrzny głos podpowiadał mi,
abym jednak się wstrzymała. Musiałam choć trochę wiedzieć, co u
mojego wroga. Ostatnie zdjęcie, jakie wystawił – było z
dzisiejszego dnia. Podpisał, że jest w obliczu wyzwania, a ktoś
pogratulował mu pracy dziennikarskiej. Tak, Grzegorz był zawodowym
dziennikarzem. Skończył wyższą szkołę z - podobno – bardzo
dobrymi wynikami. Miał prace w różnych firmach dziennikarskich.
Może nie nadawał wieczornych wiadomości w telewizji, ale miał
swoje rubryki w codziennych gazetach. Zwykle nie interesowałam się
jego życiem, ale co nieco wiedziałam o nim.
Na
całe szczęście nie odzywał się do mnie. Zamknęłam laptopa i na
chwilę położyłam się na łóżko.
W
telewizji pokazywali powtórkę wieczornych wiadomości. Mówili o
znalezionym ciele w Odrze i niepowodzeniu w ujęciu winnego całej
sytuacji. Jak do tej pory nie wiedzieli, kto za tym stał.
Kościukiewicz z pewnością wiedział o tej sprawie nieco więcej.
Czytał często różne info na temat znalezionego trupa. Z pewnością
chce zebrać ciekawe materiały na kolejną książkę, bo na cóż
innego?
Nigdy
nie widziałam trupa, zastanawiałam się więc, jak nieszczęśnik
wyglądał. Kiedyś ktoś wypuścił do internetu zdjęcia
rozkładającego się ciała znalezionego w rzece. Była afera, a
autorów fotografii posadzono w areszcie. Fotki zostały pousuwane, a
ci, którzy zdołali je skopiować na swoje dyski z pewnością
siedzieli cicho. Tak czy owak – nie zdołałam ujrzeć tych
fotografii. Może nawet i lepiej? Ale zawsze zastanawiało mnie, co
dzieje się z ciałem umarlaka.
*
Patrzyłam
na Krystiana z nieco dziwacznym wyrazem twarzy. Mogłam się po nim
spodziewać różnych pomysłów, ale i tak zaskoczył mnie swoim
pytaniem.
– To
jak, Zosiu? – odezwał się ponownie, z pewnością niecierpliwie
oczekiwał odpowiedzi.
– Nie
wiem – rzekłam czując, że miałam pustkę w głowie. Oboje
siedzieliśmy w knajpce i – o dziwo – popijaliśmy słabe drinki.
Krystianowi zapewne nie przeszkadzało to, choć uznawałam, że
lubował mocniejsze trunki.
– Jak
to nie wiesz? Wiem, że coś cię trapi i blokuje przed powiedzeniem
„tak”. Może lepiej coś zrobić i ewentualnie żałować, niż
nic nie zrobić i żałować – tym dał mi do myślenia. Był
poważny jak nigdy, lecz po chwili uśmiechnął się a tym samym
zachęcił do odpowiedzi.
– Cóż
– zaczęłam. Upiłam kolejny łyk coli pomieszanej z odrobiną
wódki, jakby to miało mi pomóc w odszukaniu najlepszej odpowiedzi.
Czy faktycznie nie chciałam jechać z nim do chaty w góry? Czy może
chciałam, a obawiałam się, że wszystko szlag trafi.
– To
tylko weekend spędzony poza Wrocławiem. Odpoczniesz od wszystkiego,
co cię tu otacza – zachęcał.
– Ok
– odpowiedziałam. Domyślałam się, że Kościukiewicz będzie
mnie nakłaniał przez kolejne godziny. I tak sporo się namęczył,
aby mnie przekonać.
– To
więc jesteśmy umówieni na przyszły weekend – triumfował. –
Więc, wypijmy za to. – dodał. Stuknęliśmy literatkami na znak
toastu.
*
Pospacerowaliśmy
po Rynku, zagłębiając się w rozmowę. Chris opowiadał o Kamilu,
który dzisiejszego dnia był w nieco złym, a raczej przygnębionym
humorze. Zapytał mnie, czy będę chciała go odwiedzić. Choć nie
bardzo mi się to uśmiechało, lecz nie zapomniałam, że dobroduszny
Kamil przenocował nas w swoim mieszkaniu.
Zanim
jednak mieliśmy pójść do niego, korzystaliśmy z okazji, że
byliśmy sami – sami w sensie, że nie mieliśmy przyzwoitek.
–
Pewnie
będziesz chciał zabrać ze soba kumpli? – zapytałam.
– No,
coś ty – prychnął. – Pracuje jako mechanik, a dziś na kacu
szykuje znajomemu samochód. Wątpię, by dostał urlop. A Kamil …
nie lubi gór.
– To
będziemy tylko sami, we dwoje? – zapytałam. Chyba wyczuł moją
niepewność. Objął mnie, jakbym miała za chwile odsunąć się od
niego.
– Nie
musisz się obawiać, Zośka. Będziemy się dobrze bawić. Niczym
się nie martw, wszystkim się zajmę, a ty po prostu przygotuj się
na wyjazd – powiedział.
– Ok
– tylko tyle wykrztusiłam z siebie. Trochę obawiałam się, ale
miałam pewność, że Kościukiewicz nic mi nie zrobi. A nawet nie
mógłby.
Po
prostu nie byłam przyzwyczajona, że ktokolwiek mnie zapraszał w
jakieś miejsca.
Kamil
siedział przy swoim biurku trzymając w ręce pognieciony bzdurnik.
Dopalał papierosa, petując na podłogę tuż obok porozrzucanych
papierów. Nie wyglądał za dobrze, a na pewno nie lepiej niż na
popijawce. A minęło niewiele godzin. Wątpiłam, że to kac nim w
ten sposób pomiatał. Miał problem, o którym nie raz wspominał
Chris.
Przysiadłam
niedaleko na kanapie. Nie zwracałam już uwagi na syf, choć Andrzej
wcześniej wysprzątał. Kamil musiał na pewno wpaść w rozpacz,
skoro na nowo porozrzucał poduszki, papiery, oraz butelki.
Krystian
usiadł obok niego i zabrał z jego rąk bzdurnik. Odłożył go
gdzieś na bok. Wtedy zauważyłam, że kumpel Kościukiewicza chciał
spalić swoje zeszyty. Miał przygotowane zapałki.
– Co
ci odwaliło? Mogłeś podpalić całą kamienicę, a mohery
wykonałyby zbiorowy lincz na tobie – odezwał się do przyjaciela.
–
Chris,
ty nic nie rozumiesz – Kamil odpowiedział. Zachowywał się, jakby
mnie nie zauważył, może nawet i lepiej.
– Ci
ci radziłem z Kapslem? – zapytał go. – Jeszcze nie jesteś
starym chujem bez perspektyw, więc możesz wyjść na ludzi zanim
cię depresja całkowicie pochłonie. Czy ty w ogóle się leczysz?
– To,
co mi jest, jest nieuleczalne. Żaden psycholog nie wyciągnie mnie z
tego bagna. Nawet nie masz pojęcia, co to znaczy być odrzuconym –
nadal nie rozumiałam, o co dokładnie chodziło Kamilowi. Nie
powiedziałabym, że jest w depresji, chyba, że narkotyki go
utrzymywały w pionie.
–
Dobrze
cię rozumiem, stary – zapewniał.
– Ty?
Narcystyczny skurwysyn? Nie na darmo wołali na ciebie amor, chuju –
przypomniał mu. – Nigdy żadna cię nie opuściła, tylko ty
zawsze jako pierwszy zakończyłeś swoje związki – dopowiedział,
co mnie zainteresowało.
– To
było kiedyś – zapewniał. – Dawno nie miałem kontaktu z
kobietami.
-
I ja mam ci w to uwierzyć? – prychnął. – Słuchaj, nie wyszło
mi w życiu, muszę się pogodzić z porażką, a to może mi zająć
jakiś czas. Może zostawisz mnie tu samego i zabierzesz swoją
dziewczynę na taniec? Nie marnuj czasu na mnie, ja sobie poradzę –
Kamil otarł swoją twarz, która mu się nadmiernie pociła.
– Jak
wolisz, stary. Ale przyjdę tu jeszcze – powiedział i wstał.
Spojrzał na mnie. – Zosiu, on ma tak często. A ostatnio zbyt
często. Może już pójdziemy, bo ten dupek nas wyprasza –
wyciągnął w moim kierunku rękę. Podążyłam za nim.
.........................
Chyba minął już miesiąc od ostatniego rozdziału. Troszkę "bujnęłam się" z napisaniem tej notki i jestem zadowolona, że nie stanęłam w miejscu na dłużej. Poprzeczkę mam wysoką, gdyż chcę koniecznie w grudniu zakończyć to opowiadanie. Postaram się nadrobić zaległości również w czytaniu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz