Siedzieliśmy
na ławce wspominając imprezę u Kamila. Musiałam go jednak o coś
zapytać.
–
Nie
żal ci kolegów, których oszukujesz? – zapytałam. – Nie
jesteśmy w związku.
–
A
czy ja oszukuję? – nie oczekiwał na odpowiedz. – Nie zamartwiaj
się Kamilem. – próbowałam udawać, że nie zwróciłam uwagi na
to, że prawdopodobnie Kościukiewicz wiązał ze mną przyszłość.
Przez chwilę wyobraziłam go, jako mojego faceta. Trochę mnie to
podnieciło.
–
Jasne
– rzekłam. Tyle mi wystarczyło, aby poczuć się szczęśliwą. –
A jak idzie ci tworzenie nowej książki? – zapytałam.
–
Bardzo
dobrze. Prawdopodobnie na jesień wydam ją – odpowiedział. –
Będzie trochę wulgarna.
–
Jak
każde twoje – rzekłam.
–
Właśnie
– posłał mi uśmiech. – Inspirowałem się morderstwem tamtego
człowieka znalezionego nad Odrą. Mam swoją teorię – pochwalił
się na koniec. – Po prostu nie mogłem zmarnować tego pomysłu.
–
Trochę
mnie zaniepokoiłeś tym trupem. To przerażające, co się z nim
stało – stwierdziłam.
–
Tak,
jest to przerażające, ale niestety zdarza się tak. Niczego nie
zmienisz, morderca zawsze jakiś się znajdzie. Ktoś urodził się
po to, by zabijać, a ktoś inny by stać się ofiarą – wyraził
swoją opinię.
–
Może
i masz rację – posłałam blady uśmiech. Nagle wstał i pociągnął
mnie za rękę.
–
Co
byś zrobiła, gdyby gonił cię morderca? – zadał dość
dziwaczne pytanie.
–
Nie
mam pojęcia – odpowiedziałam. – Zadajesz straszne pytania. –
czy powinnam się go obawiać? Chwilowe odczucie jednak minęło.
Kościukiewicz uśmiechnął się promiennie, jakby tylko mnie
sprawdzał.
–
Tamten
nieszczęśnik, którego znaleziono nad Odrą nie miał szczęścia.
Uważasz, że przez swoją nieuwagę stał się ofiarą? A może był
zbyt pewny siebie i tym spowodował furię u mordercy?
–
Naprawdę
nie mam pojęcia – odrzekłam. – Trochę dziwaczna sytuacja. Nie
mają podejrzanego o tę zbrodnię, a minęło już trochę czasu. –
chciałam aby w końcu przestał zadawać mi takie pytania.
–
Mieliby
już dawno sprawcę, ale policja to taka nieogarnięta jakaś –
powiedział.
Pospacerowaliśmy
po mieście rozmawiając o różnych rzeczach. Kościukiewicz
najwidoczniej lubił spacery. I nasunęło mi się pewne pytanie.
–
Masz
prawko? – zapytałam.
–
Jasne.
Już od kilkunastu lat – odpowiedział.
–
I
nie jeździsz samochodem? – ponownie zapytałam. – Po prostu chcę
wiedzieć o tobie więcej.
–
Po
prostu jesteś ciekawa mojej osoby, co mnie nawet cieszy – wyznał.
– Miałem citroena, ale sprzedałem go. Potrzebowałem trochę
pieniędzy, ale to było za czasów studenckich. Poza tym auto nie
posiadało tylnych siedzeń, a często Kamil musiał siedzieć
właśnie na podłodze, co bolał mu tyłek.
–
To
już sporo czasu nie siedziałeś za kółkiem – stwierdziłam. –
Nie zapomniałeś jak się jeździ autem?
–
To
jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina – zaśmiał się. –
To, że nie mam auta, nie oznacza, że w ogóle nie bywałem
kierowcą. Andrzej ma audicę. Cholera sporo pali, ale za to ma mocny
silnik. Biedak nie zawsze ma tyle kasy, by ją zatankować do pełna.
Wiele razy musiałem abstynencję wnieść w swoje życie, aby przez
jakiś czas wozić pijanego Kapsla.
–
Masz
ciekawe wspomnienia – rzekłam.
–
Ty
też byś je miała, gdybyś spotkała prawdziwych przyjaciół. Bo
tylko oni zagwarantują ci miłe wspomnienia. A ty, Zosiu wciąż nie
chcesz mi opowiedzieć o swojej przeszłości – zszedł na mniej
przyjemny temat.
–
Bo
nie jestem na to gotowa – a jak inaczej miałam odpowiedzieć.
*
Nadszedł
kolejny dzień pracy. Weekend szybko się skończył, a wraz z nim
dłuższe spotkania z Kościukiewiczem.
Łyknęłam
kolejne tabletki, aby uspokoić swoje myśli i lęki. Przyzwyczaiłam
się do tego rytuału i nie było mowy, bym zapomniała o potrzebnych
lekach. Krystian nie wiedział, że cierpiałam na fobię społeczną.
Chociaż nie do końca byłam pewna, czy akurat lekarz dobrze
zdiagnozował moją chorobę. W pracy radziłam sobie nawet dobrze.
Potrafiłam przystosować się do pewnych zadań. Może dzięki
Krystianowi inaczej zaczęłam patrzeć na to wszystko, co mnie
otaczało. A może dzięki niemu leczenie szło w dobrą stronę?
Chciałam mieć taką nadzieję.
Od
razu po pracy udałam się na siłownię, ale tam spędziłam niecałe
pół godziny. Wróciłam do domu trochę zmęczona, ale nie traciłam
energii. Zalogowałam się na facebooka, aby zajrzeć ile osób
polubiło moje zdjęcie, an którym byłam z Kościukiewiczem.
Okazało się, że dostałam zaproszenie od Kamila i Kapsla –
oczywiście akceptowałam.
Miałam
kilka wiadomości, w tym od rodziny. Raz na kilka dni wchodziłam na
swój profil, więc byłam zaległa w odpisywaniu. Postanowiłam tym
razem nie milczeć. I tak nikt ze starych znajomych nie przyjechałby
do Wrocławia. Mieszkałam bardzo daleko od rodzinnego domu i było
mi z tym bardzo dobrze.
Zocha,
co u ciebie nowego? Widzę, że masz foto z jakimś mężczyzną.
Pochwal się kogo wreszcie poznałaś! ~ Jolanta. Zdziwiłam
się, że napisała coś innego, niż to co zawsze. Zastanawiałam
się, co jej odpisać. Mogłam dać ponieść się fantazji. Mogłam
napisać, że Krystian jest moim narzeczonym, ale po co? Nigdy nie
umiałam kłamać.
Hejka.
To mój przyjaciel. Od jakiegoś czasu. Jest pisarzem – odpisałam.
Jolanty nie było na liście aktywnych, a za to Grzegorz. Brunet
siedział na swoim koncie od dwudziestu minut. Wiedziałam, że coś
mi napisał. Jego wiadomość wisiała w nieodczytanych już dwa dni.
Byłam naprawdę ciekawa, co tym razem nastukał po klawiaturze.
Cześć,
Zosiu. Jak Ci się żyje we Wrocławiu? Nie odpisujesz mi na żadną
wiadomość, ale wiem, że czytasz je. Wiesz już, że dostałem się
do lepszej pracy? Będę dziennikarzem jednej z codziennych gazet.
Mam na oku jedną sprawę, którą chcę opisać. Na pewno się
zadziwisz. A obiecuję. I odezwij się. Pa ~ Grzegorz.
I
ja miałam mu odpisać? A może pogratulować posadki? Grzegorz był
strasznie irytujący. Spodziewałam się, że nigdy nie wybije się
ze swojej małej mieściny położonej niedaleko mojej wioseczki. A
jednak. Jego inteligentna dusza nie mogła się marnować. Miałam
tylko nadzieję, że nigdy go nie spotkam. Wątpiłam, by przyjechał
do Wrocławia. Zawsze był okuty na kasę i niechętnie tankował
swoje auto do pełna. Zawsze powtarzał, że na co ma lać do pełna,
skoro ma przejechać tylko dwadzieścia kilometrów. W dodatku nie
lubił korzystać z komunikacji miejskiej. Chyba byłam w bezpiecznym
miejscu.
Grzegorz
miał dwójkę dzieci i żonę. Jego małżeński staż trwał od
dobrych dziesięciu lat. Jeszcze te cztery lata temu wiedziałam
bardzo mało o nim. Do pewnego momentu nie miałam pojęcia, że miał
już założoną rodzinę. Jakie to mnie uczucie ogarnęło, gdy
zajrzałam do jego portfela. Miał tam zdjęcia dzieci i swojej
kobiety. Tłumaczył mi później, że ona nie daje mu tego, co ja.
Potrzebował mnie, bo byłam dla niego kimś wyjątkowym. Na jakiś
sposób podobałam mu się i nie chciał tracić ze mną kontaktów
łóżkowych. A ja, od pewnego momentu chciałam już od niego się
uwolnić. Nie potrafiłam. Zawsze gdzieś mnie dopadł, zrobił co
swoje i odchodził. Byłam na skraju załamania. Ale najgorsze
okazało się to, że nie miałam do kogo z tym pójść.
Nie
chciałam wspominać o nim. Ale za każdym razem, gdy do mnie pisał,
wspomnienia atakowały mnie.
Wylogowałam
się.
*
Zaczęłam
wątpić. Nie byłam pewna, czy jechać z Krystianem, czy może
zostać i nudzić się w nadchodzący weekend. Popatrzyłam na
wyświetlacz telefonu. Ustawiłam sobie zdjęcie, na którym byłam z
nim. Po prostu ono mi się spodobało i za każdym razem
przypominało, że nie byłam sama.
Miałam
tylko nadzieję, że Krystian nie pomyśli, iż zwariowałam na jego
punkcie – bo oczywiście tak nie było. Polubiłam go bardzo, ale
to nie było nic złego. Przynajmniej ja to sobie tak tłumaczyłam.
Hej, kociaki! Niedługo otoczy nas magia Świąt. Z pewnością już kupujecie prezenty - ja oczywiście dziś kupiłam - chyba - wszystkim ze swojej listy. Niektóre już spakowałam w ozdobny papier, a inne czekają na 'swój czas'. I cudownie, że będzie film Kevin sam w domu :) bo to już tradycja. Nie mam pojęcia jak będzie z kolejnym rozdziałem, ale sądzę, że jeszcze w tym miesiącu się pojawi :) Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz