Nie
byłam nigdy duszą imprezowicza, nie byłam nigdy alkoholiczką, ani
panną do towarzystwa. Można było stwierdzić, że nie korzystałam
z życia pełnymi garściami. Żyłam spokojnie pośród innych, a
jednak sama. Więc pewnie zastanawiacie się, po jakiego grzyba
przesiadywałam niemal w każde soboty w „Wilczej Jamie”.
Odpowiedź była prosta – samotność. Zabijałam ją bardzo powoli
i niemal słyszałam we własnej głowie jej krzyki. Próbowała
zniszczyć mój pobyt w knajpie szepcząc, że powróci z podwójną
siłą. Wiedziałam, że chciała dać o sobie znać w każdej
sytuacji, gdy wychodziłam z czterech ścian. Niemal w każdą sobotę
torturowałam ją jednym słabym drinkiem, odgłosem innych ludzi,
muzyką. Samotność próbowała mnie zabić, niejednokrotnie.
Będąc
w knajpie miałam zamiar napić się słabego drinka, by jeszcze o
własnych siłach dotrzeć do domu. Miałam zasadę, której
trzymałam się, jak dziecko mamusiowej sukienki. Nigdy nie
doprowadziłam się do totalnego upicia w jakiejkolwiek knajpie. Choć
ta była jedyna, którą odwiedzałam odkąd zamieszkałam we
Wrocławiu. Może nie tak od razu zaczęłam do niej przychodzić,
ale pewna znajoma stwierdziła, że warto czasem odkazić żołądek.
Miała trochę racji. Po jednym drinku zawsze humor mi dopisywał.
Większość
z tych ludzi, która właśnie mnie otaczała, będzie za jakieś
dwie-trzy godziny wracać taksówką do swoich mieszkań. Upici w
cztery dupy, być może zarzygają świeżo odkurzoną taksówkarską
tapicerkę, lub siedzenie. A może usną w połowie drogi, a nocny
szofer okradnie ich z ostatnich złotówek. Jednak mało mnie to
interesowało. Bardziej martwiłam się sobą.
Też
mogłabym skorzystać z usług taksówki, ale będąc w stanie
nietrzeźwym byłabym łatwym kąskiem. I wśród taksówkarzy
zdarzają się zboczeńcy. A później trudno wytypować tego, który
był zwyrodnialcem. Więc wolałam się nie upijać i być czujna.
Nie
twierdziłam, że każdy pracownik lokalnej taksówkarskiej branży
był tym złym. Nie chciałam wszystkich pakować do jednego worka,
ale przecież nie raz słyszało się w radio, czy czytało artykuł
o napadniętych pijanych laskach, czy okradzionych facetach tuż po
skorzystaniu z podwózki. Wśród rzetelnych kierowców zdarzali się
ci, co tak naprawdę pracowali na lewo. Odnawiali stare gruchoty,
doczepiali na dach tablicę z napisem „TAXI” i ruszali późną
nocą w rejon. A nie łatwo odróżnić prawdziwego od tego, co
okrada i wykorzystuje.
Siedziałam
przy barze bacznie obserwując barmana, który przyrządzał mi
drinka. Wolałam samotność przy ladzie, niż siedzenie przy jednym
ze stolików i być „podrywana” przez nachlanych kolesi, którym
jechało wódą z buzi. Być może i przy barze zdarzało się
napotkać na ochlapusa, ale zazwyczaj barman ratował mnie z opresji.
Więc skoro doskwierała mnie samotność a obawiałam zaczepek, to
co właściwie tu robiłam? Po prostu w każdą, może prawie każdą
sobotę w wieczór spędzałam tu góra dwie godziny. To był mój
rytuał, aby nie zasiedzieć się w mieszkaniu, czy nie daj Boże
popaść w depresję i lęk. A o to nie trudno przecież było.
Człowiek nie samą pracą żyje, a czasem potrzebuje skoku w jakieś
inne miejsce, aby na chwilę zapomnieć, że poniedziałek zbliża
się dużymi krokami. Tutaj na pewno wszyscy uciekli od myśli o
zbliżającym się początkiem tygodnia.
Nie
pasowałam do tego miejsca i to z pewnością rzucało się w oczy.
Możliwe, że oprócz barmana i kelnerek byłam najtrzeźwiejsza ze
wszystkich osób. Gdyby za to przyznawali nagrody, to w każde
sobotnie wieczory byłabym nimi obdarowywana. Jednak nie
przychodziłam tu po to, aby ktoś poklepał mnie po plecach i
oznajmił, że jestem porządną kobietą. Widziałam śliniących
się facetów na widok tamtych nastolatek, które zgrabnymi ciałami
tańczyły do muzyki. Miały skąpe ubrania i z pewnością nie
szanowały się, skoro piszczały podniecone od klepnięć w tyłek.
Gdybym była taka jak one, nie musiałabym zamartwiać się
samotnością. Jednak nie potrafiłam być taka jak one. Miałam
nieco staroświecki charakter. Od zawsze mi wpajano jakieś zasady, a
teraz wychodziły tego skutki. I tak dziwiłam się, że jakoś się
odnalazłam we Wrocławiu.
Oprócz
tłoku podpitych klientów, szwendały się kelnerki do
poszczególnych stolików. O dziwo, poubierane nawet stosownie.
Miałam na myśli zakryte tyłki i małe dekolty. Muzyka grała dość
głośno, jak to każdego sobotniego wieczoru, w „Wilczej Jamie”.
W weekendy tutaj zawsze było tłoczno i ten wieczór nie był
wyjątkiem. Gdy barman podał mojego drinka, upiłam pierwszy łyk
czując schłodzoną colę z dodatkiem wódki i kostek lodu. W
powietrzu unosił się dym tytoniu, który mnie nieco drażnił w
nos. Pilnowałam swojego drinka wsłuchując się w starą muzykę Dj
Remo „My music song”. Poczułam się jak na szkolnej dyskotece,
ale tylko przez moment. W knajpie często puszczali stare melodie,
równie często widywałam znajome przechlane mordy. Pijaków tu nie
brakowało. Przychodzili tu codziennie i zostawiali sporo pieniędzy,
jakby to miejsce było ich domem, albo „miejscem pracowniczym”
gdzie szef wynagradza za nadgodziny chlania i gadania bzdur.
Siedziałam tak przy blacie wsłuchując się w muzykę. Pomimo
towarzystwa jakie tu się kręciło, byłam bezpieczna. Knajpa
starała się dbać o klientów jak najlepiej. Nie dziwiłam się, bo
we Wrocławiu była spora konkurencja. Jeżeli ktoś zamierzałby
zaatakować – wkraczali dobrze zbudowani ochroniarze.
Z
mojej lewej strony siedziała młoda blondynka, która popijała piwo
z kufla rozmawiając ze swoim – zapewne – chłopakiem. A po mojej
prawej siedział brodaty motocyklista sącząc browar z butelki.
Wiedziałam, że prawdopodobnie nigdy nie nawiążę z nimi tematu.
Nie byli zainteresowani, co działo się obok nich.
Odwróciłam
się w stronę przepełnionej sali. Nie brakowało tam pijaków,
rozwydrzonych młodych dziewuch, co ledwo pokończyły osiemnaście
lat, oraz „normalsów”, którzy chcieli się rozerwać. Oparłam
się plecami o blat i sącząc drinka przyglądałam się jak
knajpiarze tańczą i uchlewają się. Miałam okazję nagrać ich
telefonem, a później powrzucać na stronkę, ale takie pomysły nie
kręciły mnie już.
To
się stało tak nagle. Poczułam czyjeś spojrzenie na swojej twarzy.
I to nie był brodacz, ani tamta blondynka. To był on. A
przynajmniej miałam takie wrażenie …
................
Hej! Udało się, wstawiłam pierwszy rozdział. Wiem, ze mogłam napisać lepiej, ale dopiero zaczynam z tym opowiadaniem. Jaka jest Wasza opinia? Wiem, że troszkę wieje nudą, ale zaczynam powoli. I tak planuję, by to opowiadanie posiadało maksymalnie 180 stron open office'a :) Kolejny niedługo.
xoxo, Purrsephone :*
"Nie byłam nigdy duszą imprezowicza, nie byłam nigdy alkoholiczką, ani panną do towarzystwa. Można było stwierdzić, że nie korzystałam z życia pełnymi garściami. "
OdpowiedzUsuńBardziej pasuje duszą towarzystwa, poza tym, trzeba być alkoholikiem,albo panną do towarzystwa, żeby mów powiedzieć, że korzysta się z życia pełnymi garściami?
"Tutaj na pewno wszyscy uciekli od myśli o zbliżającym się początkiem tygodnia." - początku.
Poza tym, rozdział trochę o niczym. :( Mamy długi wstęp, w którym głównabohaterka rozmyśla o swojej samotności i do tego w kółko pojawiają sie określenia, pijacy. Samego miejsca w żaden sposób mi nie nakresliłaś, jak wyglądało? Przypominało nocny klub? Czy jakiś bar? Miało jakieć cechy charakterystycze? Nie wiem, przypominało klimatem górski domek, cokolwiek? Tak trochę niajk. I tez zakończyłaś w takim momencie, gdzie akcja nawet się nie rozkręciła. :x
Tak... Nie jestem teraz tak w 100% przekonana do tej historii. Ale pożyjemy, zobaczymy.
Ojej, musze to poprawić, bo rzeczywiście brzmi jakby korzystanie z życia polegało na alkoholu i imprezowaniu w jakimkolwiek znaczeniu. Chciałam jakoś uogólnić, że Zosia nie była taka jak jej rówieśnicy, bo wiecznie przesiadywała w samotności (nie wychodziła na imprezy, do znajomych, czy nie była aktywna, otwarta itp.).
UsuńPo prostu zaczynam z pisaniem, to mój pierwszy blog. Staram się jak mogę, ale popełniam błędy i jestem tego świadoma. Nie robię ich na złość komukolwiek. Mam prawo napisać coś nudnego. Nie mogę co chwilę iść w akcję, bo wypalę się na starcie i opowiadanie być może stanęłoby w miejscu. Wolę powoli przechodzić do pewnych rzeczy.
Tak, rozdział trochę o niczym. Chcę, aby czytelnicy poznali Zosię. O tej knajpie będzie jeszcze niejednokrotnie, więc w przyszłych rozdziałach mogę rozbudować opis wnętrza. Nie chcę za każdym razem używać tych samych opisów, więc dlatego nie opisałam zbytnio.
Rozumiem, że nie jesteś w 100% przekonana, ale to Twoja decyzja co czytasz. Ja czytam Twoje opowiadanie, bo zaciekawił mnie fragment z trupem. Nie kazałam Ci czytać mojego opowiadania, więc nie musisz go na siłę czytać. Nie zostawiłam reklamy ani spamu xD
Po Twoim komentarzu wnioskuję, że dużo ode mnie wymagasz. Może nie jestem taka dobra jak Ty, chociaż nie mówię, że jesteś najlepsza, bo są inni, co piszą jak prawdziwi pisarze. Tutaj zawsze mogę poprawić treść :) Pozdrawiam.
Nie chcę byś myślała,że dużo wymagam. Po prostu zwracam uwagę na rzeczy, które uważam za coś ważnego. W sieci są fajne poradniki, które dobrze pokazują, jakie błędy często popełniają początkujący i jak można się ich wystrzec. ;) Ja mam za sobą już kilkanaście lat pisania, ale moje początki też piękne nie były xD miałam osoby, które mi doradzały (teraz też mam) i pomyślałam, że tobie też kilka uwag dobrze zbrob. :) A do czytania się nie zmuszam. Jak uznam, że nie chcę dalej w to brnąć, to dam ci znać. ;)
UsuńPrzestraszyłam się trochę, że zaczęłam pisać totalnego gniota, wiesz? Ogólnie zależy mi na krytyce, bo nie chcę pisać w złudzeniu, że wszystko w treści ok, jak naprawdę mogę popełniać czasem głupie błędy.
UsuńCieszę się, że mi wytykasz co nieco. Po prostu przekonałam się, że początki są trudne, ale nie chcę się poddawać w pisaniu. A tych poradników to mnóstwo w sieci i nie wiem z jakiego najlepiej skorzystać. Masz jakiś swój ulubiony?
Byłoby miło, gdybyś mnie poinformowała że nie chcesz już czytać, choć to dość trafiające w serce.
Z takich naprawdę porządnych i zrozumiale napisanych polecam ci cykl artykułów tutaj:)
Usuńhttp://wspolnymi-silami.blogspot.com/p/encyklopedia.html
Od razu poczytaj o dilogach, bo chociaż nie czytałam jeszcze drugiego rozdziału, to widziałam, że źle zapisujesz dialogi. Jeżeli będziesz mieć pytania, możesz mnie pytać, albo na blogu u dziewzyn, one też chętnie doradzą i pomogą. :)
Początki zawsze są trudne, nikt nie urodził się geniuszem (no, prawie nikt), ale od tego są inni, żeby pomóc. ^^
Więc się nie znechętaj, tylko wykorzytaj tę historię, jako dobry sposób na szlif swoich umiejętności.
Moje opowiadanie, które zaczęłaś czytać przeszło kilka zmian i aktualna wersja, która publikuję jest już... trzecią, bądź czwartą. :D
Chętnie skorzystam z tego poradnika. Nie używałam odpowiednich "-", gdyż nie miałam pojęcia jak to zrobić na klawiaturze, a worda nie mam (a open office).
UsuńChętnie skorzystam z pomocy, choć pewnie potrzebowałabym betę, kogoś kto by wytykał różności.
Chcę to opowiadanie doprowadzić do końca, pomimo tego, że być może będzie gniotem xD Ale od czegoś musze zacząć i jestem świadoma, że może minąć długi czas zanim załapię.
Ty to naprawdę masz cierpliwość do pisania swojego opowiadania, skoro już trzeci, czwarty raz piszesz od nowa.