Kamil
wyglądał na bujającego się w obłokach. Spoglądał gdzieś w
sufit, mamrotał o niespodziewanym nalocie policji na mieszkanie
jednego z sąsiadów tego budynku. Co jakiś moment pocierał nos,
jakby śladowe ilości narkotyku pozostały na jego palcach. Przecież
on z takim zamiłowaniem wciągał proszek, że nie wybaczyłby
sobie, gdyby resztki wytarł o spodnie. Źrenice jego oczu poszerzyły
się na tyle, że przeraziłam się jego widokiem. Kolega Chrisa
musiał za dużo wciągnąć, albo robił to za często i organizm mu
siadał z każdym dniem. Makijaż mu się lekko rozmazywał, ale nie
wyglądał na przejętego. Był bardzo rozmowny, pomimo swojego
stanu.
Andrzej
zwany Kapselkiem wciągnął nieco mniej towaru, ale za to mocno się
pocił na twarzy i rękach. Wyglądał nieco obrzydliwie, przez co
nie obserwowałam go tak bardzo. Bredził coś o psach, o sąsiadce,
którą podglądał. Stwierdził, że miała wielkie cipsko, w które
z przyjemnością wsadziłby swojego zaganiacza. Nie chciałam
wysłuchiwać tych bzdur. Pomimo traumy, jaka mnie spotkała półtora
roku temu, nie uciekłam. A miałam duży powód, aby odmówić
Krystianowi i przekabacić go, abyśmy pozostali nad Odrą i opalali
blade twarze. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Przecież
mogła mnie spotkać gorsza krzywda. Nie znałam Kamila ani Andrzeja.
A jeśli po kresce zechcą mi coś zrobić? Kapselek wymamrotał, że
Krystian obracał się wśród wyuzdanych panienek, które wciągały
bez żadnych ale. Podobno lubił, gdy taka robiła mu loda, a on
skapał na jej cipę do ostatniej kropli. Naprawdę nie chciałam
tego słuchać.
Spojrzałam
na Krystiana, który już dawno wypił jedno piwo. Postanowił
kolejnego nie ruszać. Widząc moje zaniepokojenie zbliżył się do
Kamila i szepnął mu coś na ucho. Facet spojrzał na pisarza spod
ciemnej grzywki, po czym zaśmiał się ironicznie.
– Dajesz
zły przykład – powiedział z taką lekkością, jakby nic złego
się nie działo. Krystian nadal sterczał nad nim. Wyciągnął w
jego kierunku rękę, a ten położył na otwartej dłoni malutki
woreczek strunowy – Dla ciebie zawsze mam słabiznę,
intelektualisto. Jak za dobrych starych czasów, filozofie jebany.
– Jebany
miał dobrą wenę do pisania – wtrącił się Kapselek. Popijał
piwo, chyba już trzecie. Niby przyłączał się do rozmów z
Krystianem, ale równie błądził między snem, a rzeczywistością.
Kościukiewicz ponownie usadowił się obok mnie, po czym otworzył
woreczek z białym proszkiem. Nawilżył palec swoim językiem, po
czym zanurzył go w czeluści woreczka. Gdy go po chwili wyjął, był
do połowy obklejony narkotykiem. Przypominało mi pewien fragment z
dzieciństwa, gdy podjadałam cukier. Zanurzałam naśliniony palec w
cukierniczkę, a potem pałaszowałam „zabijacz zębów”.
– Zosiu,
weź do ust – nagle zaproponował. Spojrzałam na niego z
zaskoczeniem na twarzy. Nie chciałam tego robić. Obawiałam się
zbyt wielu rzeczy – Nie uzależnisz się. Też czasem brałem, gdy
nie mogłem się skupić na uczelni. Chcę abyś poznała smak, tylko
tyle – chwycił mnie za podbródek, a kciukiem palca pogładził po
wargach. W jednej chwili poczułam się dziwnie, jakbyśmy byli sami.
Patrzeliśmy sobie w oczy; nie potrafiłam wymówić ani jednego
słowa. Tak bardzo był przekonujący, tak bardzo chciałam mu
zaufać.
– Nie
– szepnęłam. Nie wyrywałam się, a spokojnie czekałam na jego
kolejny krok. Tak bardzo potrzebowałam jego wsparcia, nie chciałam
się zawieść.
– Tak
– stwierdził. Nie wiadomo kiedy, a moje usta były na tyle
rozchylone, że włożył palca. A wtedy oprócz dziwnego uczucia w
buzi poczułam gorzki smak narkotyku. Nawet mi język nie drgnął,
aby wylizać go. Krystian uśmiechnął się promiennie, delikatnie
poruszył nim, aby pozostawić proszek w moich ustach. Wyjmując
palca, nie odrywał ode mnie spojrzenia. Sam sobie włożył do ust,
aby dokładnie zjeść narkotyk. Przez chwilę siedziałam nieruchomo
obserwując pisarza. Gorzki smak towarzyszył mi przez długi czas. A
tak nie chciałam go połykać, ale w końcu musiałam, gdyż ślina
za bardzo mi się nazbierała w ustach. Nagle wstałam patrząc na
niego ze zdezorientowaniem. Miałam mieszane uczucia, myśli. Nie
bardzo wiedziałam co zrobić, ale coś w głowie mi krzyczało, że
to było cholernie złe. Krystian patrzył na mnie z ogromnym
zainteresowaniem, gdy jego kumple pałaszowali kolejne kreski.
Odwróciłam się momentalnie ku wyjściu i ruszyłam przed siebie.
Słyszałam jego wołanie, ale nie zatrzymywałam się. Trochę się
na nim zawiodłam, lecz nie chciałam, aby o mnie źle pomyślał.
Pewnie znalazł pretekst, aby zerwać ze mną kontakty, bo okazałam
się sztywniarą, czarną owcą w jego tęczowym stadzie.
Dorwał
mnie zanim opuściłam kamienicę. Rozległ się ogromny huk, gdyż
oboje wpadliśmy na drzwi. Tak bardzo mu zależało, abym nie
odchodziła.
– Zosiu,
wybacz! Chciałem, abyś poznała mnie lepiej – tłumaczył.
– Nie
chcę patrzeć, jak oni ćpają. Nie chcę tego smakować. Wiem, że
kiedyś brałeś, gdy uczęszczałeś do Uniwersytetu. To twoja
sprawa, ja nie chcę patrzeć jak bierzesz. Przecież nic ci nie
brakuje – może przesadzałam, ale chciałam być z nim szczera.
Jeśli w tej chwili nasze drogi się rozejdą, to tylko z jego winy.
– Pogubiłam
się – tylko tyle powiedziałam.
– Nie
uciekaj, nasze spotkanie jeszcze się nie skończyło. Nigdy w życiu
nie dałbym ci tego wciągnąć. Połknęłaś jedynie śladową
ilość, która nie wpłynie na ciebie w żaden sposób. Słyszałaś
chłopaków, dali nam słaby towar, po którym jedynie poczujesz się
lżej. Nigdy nie brałem mocnych prochów, a w klubie ci się spodoba
– zapewniał mnie. Wtedy chwycił za rękę i ponownie zaprowadził
do piwnicy.
*
Klub
znajdował się może dwa kilometry od mojej ulicy. Neonowy napis
„Kotwica” rzucał się w oczy już na parkingu, skąd
wysiadaliśmy z taksówki. Miałam nadzieję, że nie był to nocny
go-go, gdzie nagie panie prężą swoje ciała przed spoconymi i
napalonymi facetami. To byłoby nieprzyjemne, gdyby Krystian zamiast
zabawiać mnie swoją rozmową, wlepiałby swe spojrzenie na jedną z
nich. Nie, nie byłam zazdrosna, ale miałam cząstkę nadziei, że
Kościukiewicz był porządnym facetem.
Kamil
jakoś się trzymał. Zapłacił taksówkarzowi życząc mu
przyjemnego dnia. Zaapelował nam, że leci do kibla, aby poprawić
makijaż, a tuż za nim pobiegł Andrzej. Obaj – zdawało się –
że nie odstępowali sobie na krok. Spojrzałam na budynek, który
był wysoki jak moja kamienica. Klub znajdował się na parterze, a
tuż nad nim mieszkania, które ponoć należały do właściciela
oraz jego pracowników. Nie wnikałam w szczegóły, choć Chris
zasypywał mnie różnymi informacjami.
Przeszliśmy
między samochodami mijając różnych ludzi. Było jeszcze jasno, a
dzień się nie skończył. Jednak dla tego klubu pora dnia się nie
liczyła. Podobno nigdy nie bywał pusty. Nawet za dnia.
Poinformowałam Krystiana, że do dwudziestej powinnam wrócić do
domu. Jutrzejszego dnia miałam rozpocząć dzień od pracy, a
nienawidziłam wstawać rano zamulona.
Przy
drzwiach stał ochroniarz, który wyglądem przypominał napakowanego
kolesia z tanich filmów akcji. Jego łysina świeciła się zapewne
od potu. Słońce trochę przygrzewało i nie miało litości dla
nikogo; nawet ja czułam, że parzę się w spodenkach. Jego czarna
koszulka przykleiła się do ciała, przez co ukazywała otyły
brzuch. Trzymał w ręce wejściówki, a za każdą wołał
piętnaście złotych. Chris posłał mu jedynie uśmiech oraz
tajemnicze spojrzenie. To wystarczyło, aby łysol dał nam dwie
sztuki biletu całkowicie za darmo. Domyśliłam się, że
Kościukiewicz miał wolny wstęp. Był w pewnym sensie vipem. A ja
skorzystałam u jego boku.
Weszliśmy
do czeluści budynku. Wąskim korytarzem oświetlonym zielonymi
ledowymi lampkami doszliśmy do wejścia na dużą salę, skąd
dobiegała głośna muzyka. Zdziwiłam się, że Chris lubił takie
klimaty, ale zagłębiając się w „Amok” można doczytać, że
alter ego Kościukiewicza lubował takie miejsca. Nie miałam innego
wyjścia, musiałam dać mu się porwać. Pierwsze co, ujrzałam tłum
ludzi tańczących; a niektórych siedzących na lożach z piwami w
rękach. Krystian chwycił mnie za ręce i zaczęliśmy tańczyć, co
mnie zdziwiło.
.............................
Hej! Ten rozdział wyszedł mi króciutki, ale kolejny pojawi się może szybciej :)Wiem, że jeszcze nic ciekawego się nie dzieje - po prostu chcę by znajomość Zosi i Krystiana nie przeskoczyła za szybko "na kolejne tory". Nie mówię tu o możliwym zapoznaniem się cielesnym głównych bohaterów. Dowiecie się też o znalezionym trupie przy rzece :) Bo przecież nie pominę tego.
xoxo, Purrsephone
Dobra Krystian od początku był dla mnie dziwny, ale po tym rozdziale stracił u mnie w oczach. Naprawdę starałam się go nie skreślać, ale ten rozdział przechylił szalę. Jestem totalną przeciwniczkę wszelkich używek, więc moment kiedy Chris zmusił Zosię do spróbowania narkotyku był dla mnie tragiczny i tylko się zdenerwowałam. Nie mogę przyjąć do wiadomości jego tłumaczeń, że słaby towar, że chciał żeby tylko spróbowała i nic jej nie będzie, bo to jest żałosne i robi z niego jeszcze większego psychola.
OdpowiedzUsuńUważam, że Zosia powinna się od niego odciąć, bo właduje się znowu w jakieś gówno. Powinna wyciągać wnioski z przeszłości, a ona jedyne co robi to nadal jest łatwowierna.
Im dalej, tym bardziej robi się ciekawie. Jest jeszcze wiele tajemnic, które pewnie ujawnisz nam w przyszłości. Mam tylko jedną małą uwagę co do odmiany 'palca', tam powinno być 'nawilżył kogo? co? palec' :))))
Życzę weny,
N
Dziękuję za zwrócenie mi uwagi - już poprawiłam.
UsuńMasz prawo czuć obrzydzenie do Krystiana. Ktoś musi być w opowiadaniu taki, a nie inny. Chociaż mam o czym pisać, bo gdyby wszyscy byli dobrzy, byłoby nudno. Też jestem przeciwniczką narkotyków (nigdy ich nie brałam), ale chciałam, aby coś się działo w rozdziale.
Jeszcze Zosia pokaże swoją mocną stronę charakteru, o to się nie martw.
Pozdrawiam.
Mam nadzieję że nie odebrałaś tego jako krytyki, bo to nie była krytyka! Broń Boże!!! Ja po prostu jakoś od początku nie byłam przekonana do Kosciuszkiewicza 😕
UsuńNie martw się, nic złego nie pomyślałam.
UsuńTrzeba kogoś w opowiadaniu nie lubić, prawda? Nie każdemu wszystko musi się podobać. Cieszę się, że masz różne zdania o każdej z moich postaci. Chociaż wiadomo, że nie są takie same charakterem :)
Kościukiewicz taki jest i o to mi chodzi :) Nie musisz go lubić :D